DZIEŃ 7

Po przebudzeniu po chłodnej nocy, spakowałem się i bez pośpiechu robiłem zdjęcia wokół Teide i przyglądałem się jak turystów przybywa z godziny na godzinę. Mając wydruk z początku sierpnia wiedziałem, że najbliższy prom na Gomere odpływa o 16:00.

Zjazd z Teide to długie odcinki po 60 km/h. Po drodze zatrzymałem się w lesie ( na górze nie ma drzew i ogólnie są skały )w miejscu na biwak skorzystałem i zrobiłem sobie śniadanie przy stole.

Jeszcze dwa tygodnie temu górna część lasu paliła się, co widziałem podczas zjeżdżania rowerem, był to las czarnych, spalonych drzew. Przy kolejce na Teide to znaczy przy hotelu Parador na stałe stacjonuje wóz strażacki z ekipą, cały dzień i całą noc oraz ogólnie patrolują górę.

Na biwaku można skorzystać z wody za darmo, chociaż jest ona używana raczej do mycia niż do picia. Po śniadaniu szybko zjeżdżałem w dół do portu Los Cristianos. Po drodze spotkałem dwóch kolarzy oraz brytyjskie dzieci trenujące biegi. Biegli pod górę od 8 rano a na górze czekali na nich trenerzy i mierzyli im czasy. Przypomniało mi się jak kelner opowiadał, że zawodnicy Team Sky regularnie trenują tu wiosną.

W Los Cristianos byłem o 14:00 i okazało się, że mój wydruk już nie jest aktualny. Właśnie odpływa mój prom a kolejny odpływa o 18:30 więc kupiłem bilet i poszedłem do miasteczka w celu znalezienia cienia.

Teraz czekam na prom na La Gomera, o której było tak głośno przez pożary na tej wyspie.